czwartek, 27 sierpnia 2015


,,SNOW WHITE QUEEN''


Prolog
Poranne promienie słońca dotykają mych policzków ,niczym muśnięte miękkim puchem ze skrzydeł anioła...
Moje ciało teraz nie czuło lęku , dotknięte spokojem ,który za chwilę dobiegnie  kresu ...zmieniając się w mrok, który od zawsze nie chciał mnie opuścić ...Wiedziałam ,że ta błoga chwila pryśnie jak bańka mydlana , a piekielny i nieodwracalny ból spląta moje biedne ciało niczym ciernisty bicz kalecząc mnie z rażącą siłą huraganu...
-Nie chcę już istnieć...-szeptałam ,czując że znów tracę oddech...

Rozdział 1.

-Kamilo !- moja matka wybiegła z naszego białego małego domu  z inhalatorem w ręku .To dziwne ale w chwilach ataku ,dostrzegałam świat wyraźniej ,widząc w nim każdy najmniejszy szczegół... Nasze okna były otwarte szeroko aby świeżego powietrza ,nie brakowało w żadnym z pomieszczeń. Na zewnątrz było pięknie i zielono ,wiatr delikatnie muskał skórę ,a majowe słońce spływało po moich czarnych włosach ,ogrzewając je swoim blaskiem...Ogród wyglądał magicznie tonąc w zieleni rodzącej się do życia po niedawnej szarości zimy , różowe płatki kwitnącej wiśni były już w pełnym rozkwicie ...Wiosna zawitała do Wodford, a w moim sercu nadal panuje lodowaty strach i mrok ,który wydaje się niemieć końca.
Wzięłam potężny haust leku ,po chwili czując lekką poprawę .Delikatne dłonie matki ,odgarniały mi długie kosmyki z twarzy.
-Lepiej ? -Sapła czule z paniką w oczach...
Nie miałam siły by mòdz jej odpowiedzieć, tylko kiwałam głową ,by się nie martwiła już więcej...
Nadal widziałam ,że bacznie mnie obserwuje ,a ja czułam ,że nie dam rady dużej udawać ...
-Chcę do domu ...wystękałam , a po tych słowach ogarnęła mnie przenikliwa,głucha szarość, a potem przenikliwa ciemność.
Obudziłam się w szpitalu ,podłączono mnie do rożnych aparatur medycznych ,które pomagały mi przetrwać kolejne minuty na Ziemi...
Dostrzegłam ,że obok mnie leży dziewczyna ,wyglądała na jakieś osiemnaście lat . Miała jasne jak mleko falowane włosy do ramion ,lekko zadarty nos i delikatne rysy twarzy ,ubrana była w seledynową  koszulę w białe misie z pastelowymi balonami ...Chyba spała ,również miała podpinane ,różne kabelki ,a kardio- monitor wystukiwał jej takt bicia serca .Leżałam w milczeniu  wsłuchując się w maszyny ,które żyły za nas w naszych zmęczonych ciałach .
Czułam ,że mija wieczność ...kiedy do środka weszła moja rodzina ,ubrana w zielone fartuchy i maski  tego samego koloru ...
Mama i ojciec stanęli kłomnie ,a brat Billy oparł się o tylną ramę mojego łóżka przyglądając się mojej karcie szpitalnej ...Wyglądał śmiesznie z białym czirokezem w zielonym stroju ,jak nowoczesny doktor Kilder...
-Moja maleńka - szepnął do mnie ojciec ,głaskają po policzku ,a z oczu mojej matki popłynęły łzy ...
Poczułam żal ,że nie mogę ich pocieszyć ,że prze zemnie tak się martwią.
Podniosłam kciuk do góry ,by wiedzieli że jest lepiej , mówić nie mogłam bo na mojej twarzy tkwiła maska tlenowa ...
Z DNIA NA DZIEŃ , CZUŁAM SIĘ CORAZ LEPIEJ ,A PO TYGODNIU MOGŁAM JUŻ USIĄŚĆ. CODZIENNIE KTOŚ MNIE ODWIEDZAŁ ,NAJCZĘŚCIEJ BYŁA TO MAMA ...ALE DO MOJEJ SĄSIADKI AMY ,NIKT NIE ZAGLĄDAŁ .NIE OBUDZIŁA SIĘ TEŻ ANI NA MOMENT ,BYŁO MI BARDZO PRZYKRO ,ŻE JEJ STAN SIĘ NIE POPRAWIA ...CHODŹ WIEDZIAŁAM ŻE PO POWROCIE DO DOMU ZA JAKIŚ CZAS ZNÓW TU WRÓCĘ ,BO MOJE PŁUCA BYŁY DO WYMIANY ...CZEKAŁAM NA PRZESZCZEP.


Ps:
Proszę o pozostawienie komentarza , jeżeli macie ochotę na kolejny rozdział ...
PS:Wszelkie prawa do tego co publikuje  są zastrzeżone prawami autorskimi


WZNIEŚĆ   SIĘ  POZA NIENAWIŚĆ




PROLOG …...


Ludzkość w obliczu wojny, staje się pozbawiona wszelkich moralnych zachowań ale i są wśród nich bohaterowie...
Niektórzy oddają własne życie za spokój narodu ,za wolne i spokojne państwo ryzykując wszystko ,ruszają w bój mając nawet niewielki pistolet w dłoni i jedyny granat w kieszeni ...Młodzi ludzie walcząc polegają brocząc krwią swą ukochaną ziemię czyniąc ją krajem męczeńskim ,ale za to wolną dla następnych pokoleń...
Inni zaś bojąc się śmierci zmieniają się w zwierzęta walczące o przeżycie , za wszelką cenę ...Zdolni do wszystkiego ,obdarci z resztek godności zaprzedają dusze diabłu. Głodny człowiek człowiek , potrafi posunąć się do kanibalizmu zagrożony człowiek jest w stanie wyprzeć się własnego dziecka aby on został ocalony.....Wojna niszczy marzenia i kaleczy palny nie ma tu miejsca na radość ,szczęście czy miłość …Obywatel próbuje walczyć o każde uderzenia serca do ostatniego tchnienia ….




Podchodząc do dębowego jasnego stołu , wzięłam w dłoń wczorajszą gazetę z 19 listopada 1944 roku , na pierwszej stronie widniała informacja o kolejnym rozbitym przez Niemców młodzieżowym ruchu oporu ….Rozstrzelano 13 członków , byli to młodzi chłopcy niektórych z nich znałam nawet z widzenia ...Tak bardzo bałam się o Szczepana , rano wyszedł i jeszcze nie wrócił ,a już dochodzi 19:00 , niedługo godzina policyjna -pomyślałam przyglądając się swojemu odbiciu w niewielkim prostokątnym lustrze wiszącym na jasno zielonej ścianie .
Wyglądałam na zmęczoną bo oddawna nie spaliśmy spokojnie zwłaszcza jak jest unas Izaak mały żydowski chłopiec ,którego ukrywaliśmy . Siedział teraz na małym czerwonym chodniku i bawił się starą drewnianą lokomotywą ,zabawką mojego młodszego brata który dawno już z niej wyrósł...
-Tosiu kolacja gotowa zabierz Izaaka i chodź do kuchni !-zawołała mnie matka , która była bardzo dobrym człowiekiem moim ideałem ...
Była to drobna osoba jej pukle zdradzały zmartwienia oraz wiek , bo gdzie nigdzie widać było srebrne pasma na jej kasztanowych włosach sięgających do ramion .W czekoladowych oczach mojej matki widziałam ból i obawę o nasz los
...Weszłam do kuchni trzymając małego pięcioletniego chłopca za rękę
-Siadajcie ,dzieci ...bo zupa stygnie !-powiedziała kobieta przecierając drewniane krzesła ściereczką kuchenną ...Posłusznie usiedliśmy do stołu zmawiając modlitwę.
-Mamo zaraz godzina policyjna, a ojca i Szczepana nie ma ! -drżącym głosem pytałam kobietę w nadziej że coś wymyśli …
-Wiem Tosiu ja też się o nich boję pójdę do Borkowskiej , jej Stefan jest w ruchu oporu ,a ona zawsze wszystko wie pierwsza .
-Pójdę i zapytam -wymamrotała zakładając chustkę na głowę oraz szary stary płaszcz po czym wychodząc powiedziała...
-Uważaj na niego i zaraz zgaście światła !
-Dobrze mamo ,a ty zaraz wracaj !-dodałam prosząco, ściskając ze strachu aluminiowy widelec …Gdy wyszła pozbierałam talerze i włożyłam je do zlewu ..
Chłopiec nadal siedział przy stole miał duże oczy koloru węgla i ciemną karnację. Odziany był w gruby jasno brązowy garnitur , a jego spodnie związane były w pasie zwykłym sznurem ,ponieważ był bardzo wychudzony .
Nagle usłyszeliśmy głośne odgłosy mocnych ciężkich buciorów wchodzących po starych drewnianych schodów na klace schodowej ..
-Niemcy !! -zaskowyczałam do ucha Izaaka ,domyślając się co się święci. Szybko wzięłam chłopaka za rękę i wepchnęłam do wnęki w ścianie tam trzymaliśmy zwykle cebule ziemniaki i marchwie ,by Niemcy nie mogli nam zabrać wyżywienia o, które było teraz tak trudno .Kryjówka była bardzo dobrze zamaskowana ,więc bez chwili namysłu wiedziałam gdzie ma ukryć dziecko .Posadziłam go na worku ziemniaków , położyłam palec na ustach w geście , który Izaak na pewno zrozumiał po czym weszłam ukrywając schowek...
Strach paraliżował moje ciało i dusze przecież jak znajdą chłopca to zastrzelą mnie jak psa pomyślałam zaciskając zęby ...
Nagle w drzwi ktoś zaczął walić pięściom krzycząc przy tym
-Aufmachen Revision !!
-Już pomnie -stękałam znając doskonale ten język ,ponieważ chciałam pomagać bratu w konspiracji nauczyłam się go i każde ich słowo dudniło mi w głowie ,,Otwierać Rewizja ''!! ..
Poczułam przypływ adrenaliny podeszłam do drzwi i otworzyłam do środka weszło trzech funkcjonariuszy gestapo dwóch starszych i jeden młodszy mieli na sobie mundury w odcieniu zgniłej zieleni i czapki z trupimi czachami na kołnierzyku u młodocianego kata widniało odznaczenie Hohere SS-und Polizeifuhrer czyli wyższy dowódca esesmanów i policji na jego prawym ramieniu widniała czerwona opaska hitlerowców .
Młody Niemiec był bardzo przystojny , czarne kosmyki włosów wystawały mu z pod czapki , Niemcy na ogół to blondyni lub szatyni pomyślałam, ale za to jego oczy były typowo aryjskie , koloru tafli lodu otoczonej rzędem czarnych rzęs , brwi stanowiły oprawkę do tego ślicznego obrazka ...Mocne kości policzkowe dodawały mu męskości i groźnego wyglądu gdy zacisnął szczękę , widać było dołki w policzkach .
Usta Niemca były wydatne ,a zęby białe i mocne widziałam jak nimi ściągnął skórzaną rękawiczkę . Do dwóch kolegów machną głową , a oni posłusznie zaczęli rujnować mieszkanie wszystko lądowało na podłodze rozbijane z dużą siłą .Papiery wyrzucane do góry przez otyłego Niemca ,natychmiast opadły na czerwony dywan ...Moje serce stanęło , gdy przystojny nazistata oparł się o tajny schowek w którym ukrywałam Izaaka ...
Więc podeszłam do niego i pociągałam go za rękę na środek pokoju …
-Jak śmiesz mnie dotykać wywłoko !-mówiąc to ocierał o siebie swoją dłoń jak bym była ulepiona z gorszej gliny …
-Przepraszam ale chciałam pokazać dokumenty -wydusiłam z siebie widząc ,że to koniec agresji szwaba ,który złapał mnie za szyję ,tak że moje nogi latały jak u szmacianej lalki ,potem uderzył mnie w twarz, aż wylądowałam na stosie szkła i papierów ...
- Gdzie on jest! Gdzie go ukryłaś robaku ?!!-warczał jak wściekły pies, a jego koledzy przyglądali mi się z pogardą w oczach...
-Nie wiem o kim pan mówi -udałam zaskoczenie najlepiej jak potrafiłam
-O tym żydzie ! -Niemiec znów podniósł mnie za chabety stawiając na nogach ,a ja poczułam metaliczny smak,własnej krwi w ustach domyśliłam się ,że jakaś poczciwa dusza musiała donieść Niemcom o Izaaku
-Ale ja nic nie wiem o żadnym żydzie ! -łykałam krew i łzy ,drżąc o życie w szponach niemieckiej bestii po moich słowach młodzieniec puścił mnie i ze spokojem w głosie powiedział do pozostałych
-Panowie koniec na dzisiaj ,nic na nią nie mamy …-Ale potem odwrócił się do mnie i dodał
Od dzisiaj będziemy częstym gościem w twoim domu ...Po tych słowach zgasił światło i od tak sobie wyszli, pozostawiając mnie samą. Jeszcze długo po tym nie mogłam ujarzmić swojego strachu który na dobre mnie opanował ale przypominając sobie o Izaaku wytarłam wierzchem dłoni spływającą ciecz ,która ściekała mi po policzku z łuku brwiowego i zaczęłam po omacku szukać paczki zapałek zapalając ostatnią świeczkę w metalowym świeczniku rozpaliłam ogień poruszając się jak najciszej po domu. Zaczynając modlitwę ,,Ojcze nasz''... miałam wrażenie, że cała Warszawa nagle ucichła w strachu przed szeregiem gestapo .
Docierając do pięciolatka wzięła mnie ogromna żałość widząc zapłakanego chłopca pogrążonego w śnie na stercie cebuli ...Stawiając świece na półce z konfiturami wzięłam dziecko na ręce
-Tosiu gdzie jesteś ??-usłyszałam głos matki wydobywający się z przedpokoju
-Tutaj ! - odpowiedziałam budząc niechcący chłopca
-Poszli ?
-Nie znajdą cię tu -obiecałam chłopcu przytulając kruchą i zmarzniętą osóbkę
- Czemu w mieszkaniu jest taki nie porządek -odburkła kobieta pojawiając się w salonie wraz z ojcem
-Co się stało Tośka ! -zawoła tata, a na jego czole pojawiły się miliony mikroskopijnych zmarszczek ,co razem z pracowanymi rękoma, brudnymi za dużymi ciuchami i niechlujnym zarostem wydawało się iż mężczyzna jest znacznie starszy niż w rzeczywistości ...
- Ktoś powiadomił esmanów o tym ,że ukrywamy Izaaka
-Nie mówcie mi że te niemieckie psy tu były !!!-krzyknął Szczepan w chodząc z rozpędem do środka tak, że rozpięty szary prochowiec chłopaka zatrzepotał niemal jak u nietoperza. Na jego dziecinnej twarzy jak i u innych było widać wielki smutek razem z furią ,która tkwiła w jego szafirowych oczach nastolatek biegając po domu nerwowo odgarniał swoje długie blond kosmyki ...
-Nie znaleźli żadnych ulotek !-syk łam do brata odgarniając z twarzy kasztanowe włosy ,które przywarły do moich ust sklejone resztką krwi...
- Oczywiście bo odkąd z garneli Szymona nie trzymam ich domu !!- Szczepan machał nerwowo rękoma ,chodząc z kąta w kąt.
- Tego od Kwaśniewskich ???-spytałam.
-Zachowujcie się ciszej ! -upomniała nas rodzicielka przerywając naszą głośną rozmowę.
-Niby dlaczego ? To jest nasze państwo! A oni narzucają nam chore zasady panoszą się tu jak by byli u siebie !!-ryczał wciąż chłopak
-Jeśli zaraz się nie ucieszysz będziesz martwy ,a tak nie pomożesz naszemu kraju -wycedziła starsza kobiecina
-Irena ma rację – syknął ojciec
-Położę spać Izaaka ,a ty Szczepan przynieś apteczkę dla Tosi- rozkazała biorąc pięciolatka za rączkę
- Jasne -mruknął ,kiedy był blisko mnie poczułam od niego intensywny zapach spalonych papierosów, a w kieszeni prochowca zauważyłam niemieckiego gnata idąc za nim złapałam go za ramie
-Co to ma być tata wie ! -wykrzyczałam wymachują mu przed nosem pistoletem
-A co ty myślisz że tam robimy? Bawimy się w chowanego !
- Masz dopiero 18 lat !
- A ty jesteś niewiele starsza ,a
pracujesz w sierocińcu dla
żydowskich dzieci , tym bardziej narażając się na niebezpieczeństwo.
- Nie zapominaj także o rodzinach osób aresztowanych oraz o samych więźniach, którym przygotowywałaś paczki wysyłane na Pawiak !- ryk łam ,karcąc chłopaka ,który teraz wlepiał we mnie swoje błękitne oczy.
-To co i niego !
-Antonina Szczepan czy wy w sercu Boga nie macie? Chcecie żeby koleiny raz odwiedziło nas gestapo !-wtrącił się nasz ojczulek chowając szybko w spodnie spluwę
-Wiedziałeś o tym ?-spytałam go zdziwiona
-Oczywiście a teraz szybko Tośka do spania, a ty idź coś z jeść -mężczyzna stanowczo zakomunikował swój rozkaz.
-Nie jestem już dzieckiem ! -nadal buntował się Szczepan, ale po chwili posłusznie wykonał polecenie ojca.
-Dobranoc dzieci ..
-Dobranoc -odpowiedziałam ,idąc wprost do sypialni .Po drodze obserwowałam modlącego się Izaka z moją mamą przy łóżku .
-Będziesz spał dzisiaj we wnęce -oznajmiła czule głaskając go po główce
-Niecce -wymamrotał skubiąc guziczek bawełniani bluzeczki
-Esesmani mogą wrócić -wyjaśniłam za nią
-Boje się tam być -wyszlochał pociągając noskiem
-Zostanę z tobą dopóki nie zaśniesz -uspokoiłam chłopca który na dobre się rozkleił
-Nie ja chce do mamy !-jęczał odpychając mnie
-Posłuchaj Izaku...ja wiem dobrze iż nie zastąpię ci matki ale kocham cię jak syna i dopóki żyje będziesz bezpieczny więc proszę wytrzyj oczka i uśmiechnij się-powiedziała przytulając chłopca
-Dlaczego oni nas tak nienawidzą?
-To prze sto że jestem żydem-dodał po chwili bawiąc się kosmykami mojej matki
-Kochanie to że jesteś żydem to nie znaczy że jesteś gorszym człowiekiem tak jak Niemcy wam wmawiają ..na świecie są jeszcze ludzie ,którzy ci pomogą tak jak ja i Tośka -po tej wypowiedzi Izak wciąż płacząc tulił się w ramionach kobiety aż w końcu zmęczony usnął ..
Z samego rana razem ze Szczepanem mieliśmy go przetransportować w bezpiecznie miejsce chodź ja i tak wolałam zostać w domu bo od rana miałam złe przeczucie ,które targały mną jak chorągiewką sądziłam iż to co Niemcy zrobili z Warszawą dla mnie jak i dla wielu Polaków było
nie do pojęcia bo piękne kościoły domy wzniosłe budowle ,które były wizytówka naszego kraju zostały tak porostu zbombardowane, a to co po nich pozostało to jedynie dymiące się gruzy torujące ruch na ulicy.
Ściskając rączkę Izaka szliśmy pomiędzy pustymi budynkami bez okien ...
-Tosia głodny jestem -jęczał pięciolatek krzywiąc się
-Cichutko nie długo coś zjesz -uspokajałam niemal z paniką chłopca, gdy zauważyłam umundurowanych gestapo ,którzy szli w naszą stronę...
- Hald !!! - usłyszałam wiedząc ,że zaraz zginiemy ...Przez moją głowę przeleciało jak sztorm całe życie ...a mały żydowski chłopiec nie ułatwiał tej sytuacji ...
Stanęliśmy jak osłupieni czkając na najgorsze ...
Szczepan nie widząc wyjścia wyciągną pistolet z kieszeni płaszcza, ale nie zdążył strzelić ,bo Niemcy byli od niego szybsi ...Zastrzelili mojego brata na moich oczach ...Czułam jak moja dusza wyje z rozpaczy ...Nagle poczułam na sobie rączkę Izaaka ...
- Tosia ,czy ja umrę ???- z moich oczu wylał się potok łez ,nie zdążyłam też pocieszyć chłopca bo wleczono nas jak psy za chabety i kopano przy tym ...
Czułam ,że krwawię fizycznie i psychicznie .
Mój brat właśnie leży w martwy ,a ja nawet nie mogę ochronić małego .
Po chwili jeden z nazistów uderzył mnie w głowę kolbą pistoletu ...Tak że straciłam przytomność ,co w pewnym sęsie przyniosło mi ulgę...Ocknęłam się dopiero w ciemnym zawilgoconym pomieszczeniu ,w którym nie było okien ,a wokół pachniało stęchlizną ... Byłam przywiązana do haka zamontowanego w suficie ...
- Gdzie Izaak ?? - sapłam sama do siebie ,licząc , że ktoś mi na to odpowie ...
-Na twoim miejscu martwił bym się o siebie -odparł wysoki umundurowany oficer wchodząc do środka mogłam mu się dobrze przyjrzeć gdy stanął na przeciw mnie przenikając mnie w świdrującym wzrokiem ściągnął marynarkę i podciągnął rękawy jak by chciał zrobić mi krzywdę ale ku mojemu zdziwieniu zaczął zadawać pytania
-Podaj mi swoje imię i nazwisko oraz rok urodzenia ...?
-Antonina Dubińska urodzona 1928 -odparłam słysząc z przerażeniem głośny stukot ciężkich buciorów
-Jak nazywa się konspiracja w której ty i twój brat braliście udział ?-powoli zapytał siadając na skraju biurka przeczesując palcami przetłuszczone włosy
-Widzie ,że obcy ludzie są dla ciebie ważniejsi niż własna matka lub ojciec !
W końcu podszedł do mnie i uderzył mnie w twarz
-Nazwiska !!! - chcę je usłyszeć suko ! - soczysta ślina wystrzeliła mu z ust...
Teraz bił mnie już pięściami ,krew zalewała mi oczy ,czułam ,że jak nie przestanie to nie wytrzymam ale postanowiłam milczeć...
W końcu złapał mnie za włosy i wziął nożyczki zaczynając obcinać mi je na opak...Po wszystkim zaczął kopać moje zbrukane ciało ,a ja czekałam na śmierć ,która teraz wydawała się być dla mnie wybawieniem...
Zimna mokra posadzka dotykała moje spocone ciało ,a ja znów słyszałam tajemnicze kroki za drzwiami...
Gestapo który , był moim katem zamknął za sobą drzwi mocno przy tym trzaskając ...dłuższą chwile nie mogłam opanować łez, które dławiły mnie tak samo jak krew. Miałam ochotę błagać tego potwora o śmierć ,ale gdy uchylające się drzwi puściły jasne światło jak dżdżownica skuliłam się w koncie zaciskając mono powieki drżąc ze strachu ..
-Masz napij się -usłyszałam głos mężczyzny w mundurze ,którego już kiedyś widziałam ...To on pobił mnie w moim domu ...Dlaczego daje mi wodę ? - pomyślałam...ale bez dłuższego zastanowienia niemal wyrwałam od niego szklankę wypijając całą zawartość
-Pomogę ci -syknął ,klękając tuż przymnie
-Dlaczego ?-miałam w głowie mętlik
-Bo tak ...
-Nie pójdę z tobą, jak mi nie powiesz -CZEGO ON ODE MNIE CHCE !-myśli wirowały mi w głowie
-Chcesz tu umrzeć -syknął marszcząc brwi
-I tak wszystko straciłam -jęk łam ,przypominając sobie co stało się z moją rodziną i małym Izaakiem.
-Nie wszystko ,masz jeszcze życie ...
-Ty też możesz je przeze mnie stracić - powiedziałam ,czując że mam rację...
-Chodź już -warknął ,pomagając mi wstać i zakładając moją rękę na swoje ramie długo prowadził mnie wąskimi obleśnymi korytarzami ,ale kiedy w końcu się odezwał chrząknął tylko że jesteśmy na siebie w skazani ,a jego głos rozszedł się echem po całym pomieszczeniu
-Wczoraj byłeś inny …
-Dzisiaj mam lepszy humor ..a ty tylko na tym skorzystasz więc bądź cicho !-powiedział otwierając ciężkie metalowe drzwi na zasuwkę ,a zimny jesienny wiatr wdarł się do środka kalecząc niemiłosiernie moją pokaleczoną skórę ...

C.D.N

Ps:
Proszę o pozostawienie komentarza , jeżeli macie ochotę na kolejny rozdział ...
PS:Wszelkie prawa do tego co publikuje  są zastrzeżone prawami autorskimi